Ten Radny Powiatu Wołomińskiego, wówczas jako wicestarosta, startował w 2019 r. do Sejmu. Pierwsza próba zakończyła się uzyskaniem prawie 5000 głosów poparcia, co było świetnym wynikiem. Teraz Robert Szydlik kandyduje ponownie. Jak widzi swoje szanse i czym chciałby przekonać wyborców do swojej kandydatury?
Czy uzyskany przez Pana w 2019 roku wynik 4977 głosów to dużo, czy mało?
Robert Szydlik – Wszystko zależy od „rozdania”. Czasem może to być dość, czasem jest to za mało. Można znaleźć w Polsce osoby, które zdobywały mandat poselski z wynikiem 2x mniejszym, a znaleźć można i takich, którym 8 tys. nie wystarczyło. Jednak w 2019 r. najniższy wynik „biorący” na Mazowszu wynosił 5206 gł. Patrząc z tej perspektywy, mój wynik był bardzo dobry.
Jak szacuje Pan teraz swoje szanse?
Z pokorą podchodzę do obliczania swoich szans, czy prób przewidywania wyniku. Ciężko pracuję w tej kampanii, by dotrzeć do wyborców i przekonać ich, że nasz powiat powinien mieć większą reprezentację poselską. Wszak jesteśmy 3. największym powiatem w Polsce! Chcę przekonywać wyborów PiS, że powinni głosować na mnie, bo choć mamy obecnie mocną reprezentację parlamentarną, to może powinna ona być wzmocniona przez lokalnego samorządowca.
A program?
Prawo i Sprawiedliwość jako jedyna partia od dość dawna prezentuje wyborcom swój program. Nawet ci, którzy mają inne poglądy, nie mogą nam odmówić determinacji i woli działania. Obietnice w większości spełniliśmy. Oczywiście, zawsze coś można zrobić lepiej, ale to obóz zjednoczonej prawicy złamał „tradycję”, że w kampanii obiecuje się cuda, których się później nie realizuje. Sztandarowe obietnice naszego obozu zostały zrealizowane.
No dobrze, ale jednak wiele osób jest niezadowolonych, krytykuje rząd za rozdawnictwo, oskarża o to, że programy typu 500+ czy tarcze spowodowały inflację…
Uczciwie należy powiedzieć, że tzw. tarcze były pewnie jednym z wielu powodów, które tę inflację nakręcały. Ale tylko jednym z wielu! Gdy w 2016 roku wprowadzano 500+, to nie odbiło się to na inflacji, bo gdyby tak było, przyszłaby ona w ciągu roku-dwóch, a nie po 4-5 latach. Inflację nakręciło kilka czynników: kryzys światowy związany z Sars-covid 2, kryzys w Europie potęgowany przez wojnę na Ukrainie… I tu tarcze, które miały być osłoną dla przedsiębiorców, mogły mieć też negatywne działanie na rynek, ale pamiętajmy, że gdy rząd je powoli wprowadzał, to większa część opozycji grzmiała, że za mało… za wolno… nie dość. Teraz ta sama opozycja oskarża rząd o inflację. Tę inflację, którą mamy w całym zachodnim świecie, i w UE, i w USA.
Z czego Pan, z perspektywy kilkunastoletniego doświadczenia samorządowego, najpierw w gminie, a potem w powiecie, jest Pan dumny. Które osiągnięcia chciałby Pan wskazać?
Jestem dumny, że jako radny gminny 10 lat temu byłem współautorem uchwały ws. publicznego rejestru umów zawieranych przez gminę. To będzie w samorządach standard i obowiązek dopiero od 1 stycznia 2024 r., a nam udało się to wprowadzić oddolnie 11 lat wcześniej. W przekonaniu, że mieszkańcy mają prawo wiedzieć, jak wydatkowane są środki publiczne. Po nas kolejnych kilkanaście gmin poszło tą samą ścieżką. A gdy w 2015 r. zostałem radnym powiatu, kilkakrotnie występowałem na sesjach rady z tym postulatem i ówczesny zarząd powiatu po kilku miesiącach ustąpił i wyszedł naprzeciw moim wnioskom i także powiat wołomiński ma od kilku lat taki publiczny rejestr umów. To naprawdę uważam za sukces, bo były to działania pionierskie, w których – warto podkreślić – wspierały nas także osoby spoza samorządu.
To są kwestie, które mogą trafiać do serca wielu osób, którym zależy na transparentności życia publicznego. A co udało się zrobić z kwestii bardziej przyziemnych?
W tej kadencji Rady Powiatu (a przypomnę, że w latach 2018-20 byłem wicestarostą i członkiem zarządu powiatu, na czele którego stoi starosta Adam Lubiak), udało się nam pozyskać rekordowe w historii powiatu dotacje. Na dziś przekraczające mocno 200 mln zł. To więcej niż powiat zdobył z zewnątrz w latach 1999-2018. I nie dlatego, że nasi poprzednicy nie starali się. Owszem, teraz została wykonana ogromna praca, ale też do samorządów popłynął szeroki strumień pieniędzy. Rozbudowa szpitala – chyba każdy widział… Do tego oczywiście ogromne środki finansowe na drogi… i uruchomienie 5 linii autobusowych, bezpłatnej obecnie komunikacji powiatowej, która dotarła do wielu znaczących miejscowości, które od dekad były komunikacyjnie wykluczone!
Mówi Pan o szpitalu, który przez lata miał różne opinie…
Tak! Bo przez lata nazbierało się mnóstwo zaniedbań, które teraz są nadrabiane. Przebudowa, modernizacje oddziałów, zmiany na niewydolnym przez lata SOR. Pamiętajmy, że szpital powstał dla rejonu liczącego 100 tys. mieszk., a dziś powiat zamieszkuje 2,5x więcej mieszkańców. Słyszę jednak od znajomych, pacjentów, coraz więcej dobrych opinii.
W powiatowej infrastrukturze społecznej pojawiły się chyba nowe instytucje?
W Kobyłce utworzyliśmy Centrum Opiekuńczo-Mieszkalne (opieka wytchnieniowa!), które jest pierwszą tego typu instytucją w powiecie i jedną z pierwszych na Mazowszu. Przy okazji udało się przenieść Powiatowy Środowiskowy Dom Samopomocy z Wołomina (był przy P.U.P.) do Kobyłki w lepsze warunki a na samym początku kadencji wybudować nowy dom dziecka w Równem, który spełnia obecne normy i standardy. Cieszę się także, udało się – we współpracy z Wojewodą Mazowieckim – usprawnić pracę Nadzoru Budowlanego, który przez lata był zmorą każdego, kto chciał odebrać budynek mieszkalny. Dziś jest o niebo łatwiej a skargi wpływające w tej chwili do starostwa są rzadkością.
Co wg Pana będzie priorytetem rządu i sejmu w najbliższej kadencji, już po wyborach?
Jeśli obóz zjednoczonej prawicy utrzyma się u władzy, w co akurat wierzę, to wśród spraw najważniejszych wymieniłbym:
– Pilnowanie, by traktaty unijne były przestrzegane, a barwa polityczna unijnego kierownictwa nie wpływała na wybory w krajach członkowskich; jeśli gdzieś rządzi lewica, to UE też niech nie próbuje wpływać, bo podejmując działania w tym kierunku sama psuje demokrację.
– Spowolnienie „zielonej zmiany”, bo nikt nie jest przeciwny rozsądnej ekologii, ale ona nie może wywracać do góry nogami ekonomii. Ja nie jestem zwolennikiem „elektryków”, choć może w przyszłości będzie to racjonalny wybór – jeśli wynalezione zostaną lepsze i bezpieczniejsze baterie, a prąd będzie np. z atomu. Gdyby w tej ekorewolucji szło o ekologię, a nie coś innego, wówczas od lat promowano by np. LPG, bo auta nim zasilane są dziś najczystszymi pojazdami, jeśli prześledzimy cały ślad węglowy od produkcji auta aż po jego utylizację; a nawet w bieżącej eksploatacji są czystsze, bo nie tylko CO2 jest problemem, a wiele trujących substancji spalania węglowodorów, których przy spalaniu gazu powstaje mniej.
– Zmierzanie do umocnienia w Polsce umiarkowanego, rozsądnego modelu konserwatywnego. Jestem w prawo, ale zawsze jestem za umiarem, za ewolucją, a nie rewolucją. Musimy się modernizować, ale nie możemy zapominać o tradycjach narodowych, o wartościach, które odróżniają nas od zwierząt. Musimy się unowocześniać dbając jednak przede wszystkim o nasz narodowy interes. Kapitał ma narodowość. Jestem o tym przekonany. Tak samo jako o tym, że w pełni suwerenne państwo nie tylko ma silną armię, ale także bije własny pieniądz.
A co z tolerancją, otwartością, nowoczesnością?
Tylko umiar nas uratuje! Polska od wieków była tolerancyjna – zawsze na tle sąsiadów, w kontekście danej epoki. W średniowieczu docierali do nas Ormianie, Żydzi i inne grupy. Gdy szalały w Europie wojny religijne, u nas panowała tolerancja. Rzeczpospolita wydała w 1573 r. pierwszy akt tolerancji religijnej pn. konfederacja warszawska, gdzie zapisano „rozróżnieni w wierze pokój między sobą zachować”. Nawet gdy później była kontrreformacja, obyło się bez wojny domowej. Gdy w Europie Zachodniej homoseksualistów zamykano do więzień czy psychiatryków, w Polsce panowała cicha tolerancja. W Polsce kobiety uzyskały prawa „dopiero” w 1918 r., bo dopiero wtedy Polska znów mogła samo o sobie stanowić, a i tak byliśmy w awangardzie, bo w wielu zachodnich demokracjach kobiety uzyskały pełne prawo głosu dopiero po II wś.! Tymczasem wiele państw zachodnich popadło z jednej skrajności w drugą i ponownie próbują nas dopasować do swoich wyobrażeń. Jesteśmy tolerancyjni i otwarci, ale unikamy i nie lubimy ostentacji. Tak ja to czuję.
Rozmawiał Adam Jaworski